23 listopada 2015

#1 "Delirium" Lauren Oliver

Tytuł: "Delirium"
Autor: Lauren Oliver
Liczba stron: 360 (w tym 351 samej książki)
Rok wydania: 2011 (2012 - Polska)
Wydawnictwo: Otwarte
Ocena: świetnie wykreowany świat

Wyobraźcie sobie świat, w którym miłość jest chorobą. I to w dodatku taką, która zabija. Każdy może zostać jej ofiarą. Dlatego wymyślono lek na delirię. Ludzie ustawiali się po niego kilometrowymi kolejkami, wszyscy chcieli zostać wyleczeni. Jednak lek poniżej osiemnastego roku życia zamiast leczyć szkodzi, więc przez pierwsze naście lat każdy jest narażony na zakażenie tą straszną chorobą.



Nie zawsze jednak życie było takie proste. W szkole mówili nam o dawnych, mrocznych czasach, kiedy ludzie nie zdawali sobie sprawy, jak poważną chorobą jest miłość. Przez długi czas postrzegano ją nawet jako coś dobrego, coś, na czekało się z utęsknieniem. I to właśnie jedna z przyczyn, dla których miłość jest taka niebezpieczna: "zalęga się w umyśle tak, że człowiek nie jest w stanie jasno myśleć ani podejmować racjonalnych decyzji dotyczących własnego życia". Ludzie myśleli, że cierpią na coś innego - stres, problemy z sercem, niepokój, depresję, nadciśnienie, bezsenność, chorobę dwubiegunową - nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę w większości wypadków to symptomy amor deliria nervosa.

Aby zapobiec nagminnym zarażeniom, władze państwa zamknęły granice państwa, uniemożliwiły opuszczanie własnego okręgu zamieszkania, wprowadziły godzinę policyjną dla niewyleczonych (żeby nie kusić młodych) oraz obowiązek przeprowadzenia zabiegu, dzięki któremu będzie się wolnym od delirii. Władze również decydują o tym, jaki zawód będzie się wykonywać w przyszłości, na jakie studia się pójdzie (jeśli w ogóle), z kim weźmie się ślub.

Teraz jest ten moment, gdzie należy przedstawić bohatera. A więc... Oto Lena, zwykła dziewczyna, która była wzorowym obywatelem, nie wychylała się, nie krytykowała władz, milczała w odpowiednim miejscu i czasie. Ufała państwu. Przynajmniej tak myślała. W dniu jej ewaluacji (coś na podobieństwo rozmowy kwalifikacyjnej, która zdecyduje, czy jest się przyjacielem państwa oraz, jaką będzie się miało przyszłość) mówi, że "Romeo i Julia" jest piękne i że jej ulubionym kolorem jest szary (ale nie tak do końca szary; taki, jaki ma zachodzące słońce). Na szczęście przed całkowitą klęską uratowało ją... stado krów. Tak, krów. Były one przebrane w kitle ewaluacyjne (uwierzcie mi, nie chcielibyście ich założyć) z napisem na bokach: "nie remedium, a śmierć" - demonstracja  Odmieńców (ludzi żyjących poza prawem, zarażonych delirią, wrogów państwa).

I wtedy wszystko się zmienia.

To znaczy nie tak od razu, ale wtargnięcie zwierząt do budynku władz zapoczątkowało całkowitą zmianę Leny.

Jak to bywa w młodzieżówkach, gdzie głównym bohaterem jest dziewczyna, zawsze i wszędzie musi się pojawić przynajmniej jeden chłopak, który wywróci jej życie do góry nogami. Niestety, "Delirium" nie wyłamuje się z tych ram, co jest jednym wielkim minusem charakterystycznym dla takich powieści. Takim chłopakiem (nie ma trójkąta!) był Alex. To właśnie on popchnął Lenę w inną stronę niż inni zmierzali. Zrozumiała, że nie wszystko, co twierdza władze, jest zgodne z prawdą. Zaczęła wątpić, czy miłość rzeczywiście jest tak niebezpieczna.

A wszystko dzięki jednemu chłopakowi.

Kto by się spodziewał...

Lena przez większą część lektury była realna - nie została wyidealizowana, jak to się często zdarza w tego typu książkach. Podejmowała raz dobre, raz złe decyzje, co w ogóle nie irytuje podczas czytania. Z początku bała się mówić o u czuciach, o tym co myśli; dopiero później nie wahała się wyrażać emocji, które miały zostać niedługo stłumione.

Miłość - najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cie zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija.
Ale to niedokładnie tak.
To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki Ci, Boże.
Miłość - zabije cię i jednocześnie cię ocali.

W bardzo przemyślany sposób została ukazana zmiana Leny. Ona nie wzięła się znikąd, to nie było pstryk! i nagle ratujemy świat (jak w serii "Wybrani"). Następowała powoli, nieregularnie. Parę razy bohaterka wracała do punktu wyjścia, do myśli dobrze jej znanych, bezpiecznych. Uznanie miłości za nieszkodliwą byłoby dla niej równe ze spaleniem mostów.

Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni samym sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zamieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni  w gęstej porannej mgle nad klifem.

Mimo pozorów "Delirium" nie jest wyłącznie o miłości, ale również o przyjaźni, która w tak spłyconym świecie nie jest prosta. Kto nie przytula swojego przyjaciela? Oni nawet sobie tego nie wyobrażali. Kto nie powierza mu swoje sekrety? Tam każdy mówił co innego, niż myślał.

Najlepszą przyjaciółką Leny była Hana. Obie znały się od lat, a przynajmniej tak myślały. Gdy Hana wyznała jej, że nie zgadza się z systemem, mosty zaczęły drżeć i Lena uciekła. Wystraszyła się prawdziwego oblicza przyjaciółki, przecież władze są dobre, dbają o ludzi.

Lena przez większą część książki walczyła sama ze sobą. Spalić mosty czy wrócić do znanego jej świata? Osobiście kibicowałam jej, by wreszcie zdecydowała się posłuchać głosu serca, ale gdy myślę, co ja bym zrobiła na jej miejscu... Cóż... Wybrałabym bezpieczniejszą opcję.

Największym plusem nie jest jednak bohater, a tło. Świat został tak dobrze dopracowany, że podczas czytania ma się idealne wyobrażenie miejsca akcji. Jedynym minusem w tym plusie są strasznie długie opisy, które czasami wręcz usypiały (akcja się rozkręca, autorka trzyma czytelnika w napięciu i tu nagle bum! opis ulicy na trzy strony).

Moim skromnym, nic nieznaczącym zdaniem "Delirium" zasługuje na to, by je przeczytać i po jakimś czasie wrócić do niej. Ma w sobie to coś, co całkowicie nie da po sobie zapomnieć.

Dziękuję za uwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz