2 sierpnia 2015

Opowiadanie #2

     Filmy i książki kłamią. Samobójstwa nie są łatwe.
     Przekonałam się o tym w dzień poprzedzający wigilię Bożego Narodzenia, gdy skończyłam osiemnaście lat i musiałam opuścić rodzinę zastępczą, która pozbyła się mnie z uśmiechem na twarzy. Szczerze mówiąc, ja również nie będę za nimi tęsknić. Znalazłam tani motel i wynajęłam pokój dla palących na jedną noc.
     Opieram się plecami o pomalowaną na beżowo ścianę i mocno zaciągam się zrobionym ręcznie skrętem, przymykając oczy ze zmęczenia.
     Po chwili oczekiwania czuję się cudownie. To tak, jakby ktoś otulił mnie paroma kocami i dał do picia gorącą czekoladę z ośmioma łyżeczkami cukru. Wzrok zachodzi delikatną mgłą, a ja się rozluźniam.   
Odchylam głowę głowę do tyłu i jeszcze raz wciągam dym do płuc.
     Czerwony dymek oczywiście nie może się równać z herą, od której jestem uzależniona, ale nic innego nie byłam w stanie zdobyć w takim zadupiu jak ten motel. Najważniejsze, że nie mogę myśleć trzeźwo.
     Jesteś tego taka pewna? słyszę w głowie sarkastyczny głos mojego alter ego.
     Dziewczyna, która siedzi w mojej głowie odkąd pamiętam, stoi pośrodku spalonego pola z rozwaloną gitarą w ręku, a wokół niej walają się szkielety osób, których pozbawiła życia.
     Których ja pozbawiłam życia.
     Oczywiście nie dosłownie, ale ona to zalicza do morderstwa.
     - Proszę, zamknij się - jęczę przez zaciśnięte zęby.
     Nie takim tonem, moja droga prycha dziewczyna i odwraca się do mnie plecami, wprawiając w ruch czarny płaszcz, który sięga jej do kostek. Blond włosy ma splecione w gruby warkocz, który przerzuciła przez ramię. Przecież nie mogę się zamknąć. Za to ty wiesz, jak mnie uciszyć. Znasz dwa wyjścia z tej sytuacji. Robi dwa kroki i obraca się na pięcie w moją stronę. Chociaż nie... Są trzy wyjścia. Wykrzywia wargi i na jej szpetnej twarzy pojawia się szatański uśmiech.
     Najbardziej nienawidzę w niej tych czarnych oczodołów, z których wyziera pustka. Tam, gdzie powinny być oczy, ona ma dwie dziury, z których czasami sączy się ciemny płyn.
     Wiesz, jak mnie uciszyć.
     Nawet nie zauważam, że skończyłam pierwszego skręta i zabieram się za drugiego.
     Och! Zapomniałabym! Dziewczyna siada na kamieniu i układa roztrzaskaną gitarę na kolanach. Wszystkiego najlepszego! Zaczyna brzdąkać jakąś pogrzebową wersję "Happy Birthday To You", co przyprawia mnie o ciarki.
     Odsuwam od ust do połowy wypalonego skręta i przyglądam się mu. Co czeka mnie w przyszłości? Do szkoły nie wrócę, bo zawiesili mnie w prawach ucznia za handel narkotykami na terenie liceum. Pracy również nie znajdę, bo kto zatrudni narkomankę?
     Narkomani nuci alter ego.
     Kręcę głową. Nigdy nie wrócę do tych ćpunów z ciemnych zaułków, którzy świata poza strzykawką nie widzą.
     Myślę o Michale i Zuśce. Może oni pomogą?
     Choć im zawdzięczasz wiele, to nie są twoi przyjaciele! śpiewa dziewczyna z szyderczym uśmiechem.
     Może ma rację? Nigdy nie byliśmy blisko ze sobą. Czasami dostawaliśmy wspólne zlecenia, ale poza pracą nic nas nie łączy.
     All alone...
     Rzucam niedopałek na podłogę i podnoszę się ociężale. Czuję przyjemne wirowanie w głowie i kieruję się do łazienki, łapiąc po drodze plecak z wszystkimi moimi rzeczami.
     Stojąc pod prysznicem, staram się przedłużyć go jak najbardziej, ale w końcu zakręcam lekko zardzewiały kurek.
     Owijam się ręcznikiem i staję przed lustrem. Kiedyś, dawno temu, te niebieskie oczy patrzyły z nadzieją na świat. Teraz są podkrążone, przekrwione, zasnute delikatną mgiełką i bezbrzeżnie smutne. Twarz postarzała się o dziesięć, o ile nie więcej, lat. Wargi zawsze miałam sine, a czasami nawet bledsze od nieopalonej i zszarzałej skóry. Włosy, niegdyś piękne, długie i lśniące, teraz wyglądem przypominają siano, a w niektórych miejscach pojawiły się pasemka siwych włosów, które staram się okryć pod farbą.
     Zrzucam ręcznik i spoglądam na siebie. Kości biodrowe wystają nieprzyjemnie wokół zapadniętego brzucha, który kiedyś był umięśniony. Nogi, długie, ale nie zachwycające, wyglądają jak nieforemne patyki. Ręce również są samą skórą i kośćmi, a wszystkiego dopełniają blizny na nadgarstkach i przedramionach.
     Tak, tnę się.
     Pamiętasz te doznania? zachwyca się dziewczyna. To uczucie władzy?
     Ignoruję ją i rzucam okiem na piersi, które w ogóle ich nie przypominają. Obwisłe i jakby skurczone w sobie. Straciłam atut kobiecości.
     Otwieram plecak i wyjmuję z niego czarne pudełeczko, które jest rozmiarów mojej wychudzonej dłoni. Kupiłam je rok temu, razem z zawartością, gdy było mnie na to stać.
     Patrzę po sobie z nienawiścią.
     Oto, co robi nałóg z człowiekiem.
     Już nawet nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. Jakoś udawało mi się wmówić sobie, że jest tak od zawsze. Że od zawsze ćpam, kradnę, kłamię i tnę się.
     Że narkotyki to całe moje życie.
     Zgadzam się z tym ostatnim odzywa się dziewczyna. Wstaje i zaczyna oglądać każde zwłoki z osobna.
     Podnoszę wieczko i moim oczom ukazuje się mała kapsułka z białym, krystalicznym płynem. Biorę ją w dwa palce, między kciuk a palec wskazujący, i podnoszę pod światło.
     Hola hola, dziewczyno! Alter ego prostuje się gwałtownie. Ze mną będzie ci lepiej. Pokażę ci, jak przeżyć!
     - Pierdol się - mruczę i przykładam kapsułkę do ust.
     Okej, dobra... Ale najpierw powinnaś się nawalić. Wtedy pójdzie łatwiej.
     Ale ja chcę mieć świadomość tego, co robię.
     Wystarczy przegryźć i szybko połknąć.
     Nie dało się bardziej wymyślnej śmierci zorganizować? Dziewczyna odrzuca gitarę. A powieszenie? Skok z wieżowca? Otworzenie żył? Strzał w głowę?
     Wkładam kapsułkę z trucizną między zęby.
     Rób, co chcesz, ale nie używaj cyjanku! jęczy, a z jej oczy zaczyna wypływać czarna ciecz.
     Zaciskam mocniej zęby, ale nie przegryzam powłoki. Czuję dudnienie serca, które roznosi się echem po moim wyniszczonym organiźmie. Dopadają mnie wątpliwości. Przed oczami widzę Alinę, moją przyrodnią siostrę. Przypominam sobie, jak przed laty siadywałyśmy w małej sypialni pod kocem i zwierzałyśmy się ze swoich pierwszych miłości. Jak biegałyśmy z innymi dzieciakami po podwórzu. Jak podkradałyśmy matce zastępczej kosmetyki. Była moją przyjaciółką.
     Rok temu przedawkowała.
     Znalazł ją ktoś z ekipy. Zaciągnęliśmy jej sztywne i brudne ciało nad rzekę i wrzuciliśmy w ciemne odmęty wody. Nawet nie mogłam się pożegnać. Wszystko za szybko się zaczęło i skończyło w tym samym momencie.
     Zaciskam usta i wzdycham ciężko.
     Chyba nie chcę umierać.
     Ty chcesz umrzeć, ale boisz się śmierci! wyjaśnia dziewczyna.
     Być może. Drżąc, waham się jeszcze parę minut, a moje alter ego spaceruje niespokojnie od trupa do trupa.
     W końcu, z walącym sercem, udaje mi się wykrztusić:
     - Zrobisz to za mnie?
     Dziewczyna sztywnieje, ale kiwa głową. Uśmiecha się ciepło.
     Oczywiście, że tak, słonko. Zamknij tylko oczy.
     Słucham jej i czuję się bezpieczna.
     Zabierz paluszki, skarbie. tak nie wypada.
     Zabieram rękę.
     A teraz zaciśnij zęby i przełknij. Mamy tu twardy orzech do zgryzienia.
     Zaciskam zęby i słyszę cichy trzask. Rzeczywiście twardy ten orzech.
     Teraz szybko połknij.
     Połykam ten dziwny płyn z orzecha, który zaczyna szczypać w język.
     I już, skarbie...
     Rzeczywiście, już.
     Następnego dnia, gdy dwudziestoletnia pokojówka przychodzi posprzątać pokój, dziewczyna leży martwa na zimnych kafelkach w łazience. Kobieta nie dzwoni na policję, pamiętając ostrzeżenie szefa. Natychmiast powiadamia kogo trzeba i składa natychmiastową rezygnację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz