14 kwietnia 2015

Nadzieja matką głupich

Czy udało Wam się zakochać? Mnie ostatnio to spotkało. Tak niespodziewanie. Uczepiło się mnie dnia 22 lutego, gdy wracałam z przyjaciółką z dłuuugiego spaceru. Dopiero 3 dni później zauważyłam małą, puszystą istotkę dreptającą za mną, która rozprzestrzeniała wokół siebie aurę niezachwianej radości. Chodziłam cały czas roześmiana i tuliłam wszystkich naokoło, a mama gadała, żebym "znalazła sobie chłopaka, bo poduszę wszystkich w domu".

Pierwsze dni, tygodnie zakochania są wspaniałe. Człowiek czuje się cudownie. Nic go nie stresuje. Nie przejmuje się prawie niczym. Żyje tylko tym uczuciem, czerpie z niego to, co najlepsze. Nie zastanawia się, że pod spodem, na samym dnie, znajdzie coś innego, całkiem różnego od wszechogarniającej radości.


Zawsze jest "druga strona medalu". Zakochanie to nie tylko różowe kwiatki i czerwone serduszka rysowane na wyrwanych kartkach z zeszytu. To też nadzieja, że obiekt naszych westchnień odwzajemnia to uczucie. Że po cichu również czeka na moment, aby nas zobaczyć, aby usłyszeć nasz głos. Czekamy na jego ruch, który powie nam, że nie jesteśmy samotni w tym uczuciu. W końcu jednak tracimy nadzieję i pogrążamy się w smutku.

U mnie ten rodzaj przygnębienia rozpoczął się po miesiącu. Ignorował mnie, a ja jego. Ciągle tylko zastanawiałam się, co takiego złego zrobiłam, że już się do mnie nie odzywa. W końcu dałam sobie z nim spokój, a przynajmniej próbowałam zapomnieć.

Po "żałobie" następuje pogodzenie się z tym smutnym faktem, iż jednak nie jesteście dla siebie stworzeni. Widzicie czasami tą osobę, jak śmieje się z kimś innym, kogo innego obejmuje ramieniem i na kogoś innego spogląda ukradkiem. Ale tym razem nie czujecie się z tego powodu żalu, nie jesteście zazdrośni. Po prostu patrzycie na nich razem i myślicie sobie: "ładnie razem wyglądają... ale nie tak ładnie, jak my byśmy wyglądali". Nie obmyślacie planu zemsty, która zrównałaby waszego rywala z ziemią. Nie obiecujecie sobie ignorować obiekt westchnień, aby pokazać mu, że macie na niego "focha". Nawet gdy podejdzie do was i się przywita tak jak kiedyś, nie robi wam to różnicy. Już nie.

Mi jednak wystarczył jeden uścisk (okropna moda na przytulanie wszystkich ogarnia cały świat) i z powrotem wpadłam. Więc zaczynamy od początku.

Dlatego nikomu (powtarzam: nikomu) nie życzę nieszczęśliwie się zakochać. Jeśli jednak znajdzie tą jedyną osobę na całym świecie, niech mu szczęście sprzyja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz